Selfie i wakacje, czyli układ idealny
Słońce intensywnie bije po oczach wzmagając frustrację i konieczność prędkiego opuszczenia rolet. Ufff, jak gorąco… A jednak, gdy powoli kończą się wakacje i poranny chłód ścina w naszych żyłach krew, którą do właściwego obiegu nakłonić może tylko odpowiednia dawka kofeiny, kolejny raz pragniemy przenieść się na zatłoczone, nadbałtyckie plaże i zalać znajomych morzem selfie. I nie tylko…
Selfie jako pismo obrazkowe
Jak powszechnie wiadomo, strategia poddawania zdjęć naszej wspaniałej fizjonomii ogniu przyjacielskiej krytyki ściśle powiązana jest z wykorzystywanym portalem. I o ile na Instagramie pełno jest artystycznych ujęć wyginających się w takt wszechobecnych oklasków modelów, o tyle na fejsie dominuje nieco mniejsze poczucie solidarności. Dlatego też często płeć brzydsza, jakby nieco mniej entuzjastycznie, dodaje treści nieco inne, ale równie frapujące wizualnie…
Oh! Jaki piękny widok!
A w tle mały kotek cierpiący na pikselozę lub stadko dzikich gęsi przypominające o zbliżającej się jesieni, które – przez wyłączenie automatycznych funkcji aparatu, bo przecież nam ono nie przystoi! – przypominają bardziej koguty po bratobójczym boju. Kiepski obiektyw lub nasza przesadna, artystyczna kurtuazja, często pozwala na zrobienie z mustanga chabety. Wtedy natomiast żaden lament nie pomoże i setki wyselekcjonowanych, wymuskanych znajomych mogą nie docenić naszego kunsztu, co negatywnie odbija się na skierowanym ku nam blasku fleszy i drastycznym spadkiem folołersów i komentarzy. Jak zatem uratować naszą focię?
Filtry lekiem na całe zło
…i bynajmniej nie chodzi o przeciwsłoneczne, gdyż te przez najbliższe miesiące będą smutnie wyglądały przez wnętrza naszych apteczek. Nas interesują zarówno znane snapchatowiczom metody błyskawicznego ulepszenia fizjonomii swojej i znajomych, jak i masa mniej, lub bardziej popularnych programów graficznych, które zmienią Tatry w Himalaje z prędkością i rozmachem amazońskiej ulewy. Odpowiednia obróbka graficzna – znana ściśle sprecyzowanemu gronu odbiorców i wszystkim instagramowym niewiastom – powinna więc wywołać na naszych profilach lawinę komentarzy i lajków. Tym sposobem nasze doskonałe ujęcia opalonej twarzy i reszty wakacyjnej otoczki zostaną z nami i z naszymi bliższymi i dalszymi (a nieraz i całkiem, paradoksalnie, obcymi) znajomymi do następnych szaleństw.
A czy Wy znacie jakieś pozazdjęciowe możliwości zatrzymania wakacji?