Poradnik niedoszłego przedsiębiorcy, czyli opowieść o tym, jak zdobyć dotacje
Piątkowy poranek przywitał mnie nad wyraz rześko – kubłem zimnej wody wylanej wprost na głowę, która niedawno z trudem oderwała się od poduszki. Chyłkiem udało mi się wymknąć z urzędu, zostawiając za sobą panią w okienku, która nie posiadając się z dumy przystąpiła do parzenia kolejnej już kawy. Mój wniosek kolejny raz nie został przyjęty…
Ale może po kolei. Bo wszak o względną chronologię tu chodzi, prawda?
Dotacje? Pierwsze słyszę…
Dotacje dostępne są w Urzędach Pracy już od jakiegoś czasu. Na ich trop wpadłem przypadkiem – ktoś kiedyś znał kogoś, kto polecił komuś kogoś wypełniającego wnioski. Ów zamglone tłumaczenie zaczerpnięte żywcem ze starych, rodzinnych opowieści świetnie oddaje to, o czym wówczas usłyszałem. A usłyszałem wiele. Ponoć pieniądze na własny biznes leżą na ulicy. Ponoć warto się po nie schylić, bo jest to pomoc bezzwrotna. Ponoć pomogły wielu spośród tych, którzy wiedzieli jak, ale nie mieli za co. Dlatego też postanowiłem zaryzykować. Od dawna miałem pewien plan…
Pierwsze sugestie
… który został szybko zrewidowany przez pracownika Urzędu. Pani, z lubością wpatrując się w kilkucentymetrowy plik dokumentacji, sprowadziła moje myśli o prędkim otrzymaniu pomocy finansowej na ziemię. Właściwie to trzasnęła nimi o bruk i rozbiła na małe kawałki, mówiąc, że o jakiekolwiek dotacje wnioskować mogę, owszem, ale dopiero po 3 miesiącach od zarejestrowania. Trzy miesiące, cały kwartał, który dzieli mnie od otrzymania kilkudziesięciu tysięcy złotych na własny biznes! To długo, ale dzięki temu – być może – uda mi się w końcu doczekać spotkania z doradcą zawodowym…
Dodatkowo, choć czasy studiów już od dawna za mną, pani mile połechtała moje ego mówiąc o tym, iż wnioskujący nie mogą studiować stacjonarnie a także – i tu spojrzała groźnie – nie mógłbym otrzymać wsparcia, jeśli do dwunastu miesięcy wstecz odmówiłbym zatrudnienia. Rzecz na szczęście mnie nie dotyczy, niemniej doskonale potrafię zrozumieć podejrzliwość pracowników, którzy nie raz zmagać muszą się z niekompetencją przychodzących.
Kroki do sukcesu
Z triumfem wkroczyłem do Urzędu, starając się dostać do osoby, która pomagała mi ostatnio. Pełen dobrych chęci skierowałem się do pokoju, z którego zostałem przekierowany do okienka kierującego do pomieszczenia, w którym złożyłem pierwszy z wniosków, i którego kserokopię znieść musiałem do kolejnego z setek okienek.
Biurokratyczna otoczka dość skutecznie zniechęciła mnie do biegania po urzędach. Warto starać się o dofinansowanie, ale może warto wcześniej o tym poczytać.
A może nawet lepiej zlecić to innym?